„Ignorowanie rozproszeń”

utworzone przez | sty 20, 2025 | życie z psem | 0 komentarzy

 

Rozmawialiśmy tego dnia o psie, jego funkcjonowaniu, potrzebach, tym co aktualnie się dzieje w życiu szczeniaka i dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. W pewnym momencie opiekun opowiedział jak w parku jego szczeniak wybrał się biegiem by poznać innego psa, a tamten, dorosły, był tak zajęty treningiem ze swoim człowiekiem, że kompletnie zignorował podejście pieska-szczeniaka, najpierw nawet na niego nie spojrzał, potem burknął a potem wrócił do treningu z człowiekiem. To ten moment rozmowy, gdy oczy opiekuna rozbłysły z nadzieją i nutką zazdrości, że właśnie to byłoby jego marzeniem.
Podobną konwersację odbyłam kilka miesięcy później. Dorosła suczka korzystała w pełni z wolnego czasu na spacerze, a ja szukałam w rozmowie informacji na czym zależy opiekunowi i w czym tkwi jego trudność w życiu z tym ostrożnym, dojrzałym, ciekawskim psem.
– Odwoziłem dzieci na zajęcia i wracając widziałem faceta, który jechał na rowerze, obok niego pies, chyba owczarek, który nie zwracał uwagi kompletnie na nic, ani na psy ani na ludzi. Czy to jest możliwe żeby mojego tak nauczyć?
Pewnie można by te dwie powyższe sytuacje podciągnąć pod „ignorowanie rozproszeń” czyli coś, co wciąż ma się dobrze i jest istotne dla opiekunów. Dla mnie też było – gdy uczyłam się być trenerem potrafiłam w nocy o północy wyłożyć teorię jak zachowanie nauczone w sali treningowej stopniowo generalizować czyli wynosić na zewnątrz, w różne warunki zaczynając od tych łatwych, przez trudne i najtrudniejsze. Do tego trzeba było tez nauczyć się sporo o technicznych aspektach motywowania psa – czym kiedy, jak, jak być bardziej wyrazistym niż dochodzący psiego nosa smrodek albo kuszący widok kumpli na łączce. Potem zostawała do tego nauka rezygnacji no i głośne fanfary za odwrócenie się w naszą stronę. Nie mam problemu z tym, że w to wierzyłam i tak pracowałam. Ale już moja malamutka bardzo wyraźnie mówiła mi, że to jednak trochę bullshit 😉 Właściwie nie wszystko to bullshit tylko, że to wszystko jest nieco bardziej proste i skomplikowane zarazem.
Nie powiem też, że ta wiedza się nie przydaje wcale – wszak nadal param się treningiem sportowym i tam pewne rzeczy po prostu trzeba wiedzieć, żeby psu nie zrobić krzywdy stawiając np. zbyt duże oczekiwania.
Wracając jednak do malamutki. Jasne, że miała to w małym palcu – zasuwałam z nią na kurs trenerski do Krakowa, miałam zajawkę, ćwiczyłam dużo i często. Mogła wszystko minać idąc przy nodze. W ignorowaniu rozproszeń była naprawdę dobrze „zrobiona”. Tyle, że… nadal nie czuła się w wielu sytuacjach dobrze, niestety.
Nadal uczestniczenie w wielu społecznych sytuacjach np. wśród obcych ludzi w zatłoczonym miejscu było dla niej bardzo trudne i wzbudzało niepokój. Brak możliwości uczestniczenia w niektórych sytuacjach z innymi psami tylko ich omijanie przez ignorowanie rozproszeń tylko trzymało ją w ryzach dla mnie, tzn. hamowało jej niektóre zachowania, dawało natychmiastową informację jakie wyuczone zachowanie teraz ma się wydarzyć, a miesiące treningów po prostu sprawiły, że to robiła i nawet wydawała się zadowolona, ale nie zmieniało tego, że niestety, nie miała możliwości nauczyć się rozmawiać z psami w mniej komfortowych dla siebie sytuacjach, bo elegancko i widowiskowo uciekałyśmy.
Szyszka nauczyła mnie, że najbardziej zadowolonym się jest jednak wtedy, jak się decyduje jak najwięcej o sobie (ma się na cokolwiek wpływ), zresztą, za to właśnie pokochałam malamuty (wcześniej miałam Hexę, urodzoną 2002r, Szysza była drugą, ur.2009) i że najbardziej przewidywalnym jest się wtedy, gdy jest się OBECNYM w tym co dzieje się dookoła. Wtedy podejmowała najlepsze decyzje – pokazywała na przykład, że w lesie stoją łosie, patrzyła się na nas dzieląc się tą informacją po czym ruszała przed siebie razem z nami, tak po prostu. Ale trzeba sobie przyznać szczerze, że z Szyszką średnio sobie przez lata nawzajem ufałyśmy. Myślę, że ani ona mnie ani ja jej nie tak jak mogłybyśmy dogadać się dzisiaj, kilkanaście lat później.
Kilkanaście lat później, nie odżegnując się w żaden sposób od treningu, startując z jednym psem od lat w zawodach, jednocześnie wiem, że sytuacja, w której pies udaje, że nie widzi podchodzącego psa i jest w 100% skupiony na człowieku NIE JEST tym, czego chcecie tak naprawdę.
Bo ja w tej sytuacji widzę kilka pułapek:
– pies nie czuje się dobrze w sytuacji społecznej i ucieka w zachowania treningowe, tak jakby starał się w ten sposób poradzić sobie z sytuacją na którą kompletnie nie ma pomysłu.
– pies nie jest obecny w tym co dzieje się wokół niego. Czyli dla mnie? Najgorzej. Bo jest np. tak pobudzony, że nie rejestruje, że podchodzi człowiek, że obcy pies mu grozi, lub że jest otwarty, że coś do niego mówi, że go obwąchuje chcąc zebrać informacje itd.
– człowiek, który tego oczekuje i nie rozumie, że to nie jest bezpieczne dla psa. W życiu potrzebujemy po prostu orientować się co się wokół nas dzieje my i psy!
Dlatego jeśli na treningu nagle podbiegnie do nas pies – ok, niech pies na chwilę dłuższą lub krótszą przestanie być na treningu, niech ma szansę zobaczyć tego psa, podjąć decyzję co chce zrobić- odgonić, podejść, powąchać, przestawić, a może się zaciekawić. Niech wróci do treningu wtedy, gdy będzie już po wszystkim. Jeśli psa nagle zaniepokoi dźwięk i ma potrzebę odejść na chwilę lub oddalić się na chwilę- ok! nie wołaj, nie przekonuj. Kilka minut nie zepsuje treningu, to nie prawda, że to nauczy psa ignorowania komend czy czasu treningu. To bardzo krzywdzące nie pozwolić psu zorientować się co się wokół niego dzieje, zwłaszcza, że zwykle w konsekwencji tego ten niepokój nie znika. I gwarantuję, że w przypadku wielu psów ten niepokój da o sobie znać za chwilę, gdy pies odmówi wykonania czegoś.
– pies, który jest zahamowany i POZORNIE wydaje się wszystko ignorować. Przeciętnemu człowiekowi trudno odróżnić psa, który idzie przy nodze, bo tylko tam czuje się bezpiecznie, który tym samym nie czerpie przyjemności ze spaceru, nie jest go ciekawy, jest za to pełen obaw i niepokoju a psem, który idzie blisko, bo się naprawdę dobrze czuje i tak chce. Oba psy będą być może na początku wyglądały tam samo – będą ignorowały rozproszenia, nie będą podchodziły do ludzi, do psów itp., ale tylko jeden będzie to robił dlatego, że czuje się dobrze, bezpiecznie, wie jakie ma możliwości, komunikuje się z otoczeniem, opiekunem i jest to dla niego normalna sytuacja.
Jasne, że rozumiem o co chodzi opiekunom i czego chcą. Ale większość z nas jest w stanie to osiągnąć inaczej i przede wszystkim bardziej naturalnie i fair wobec psa – budując klarowną relację z psem, doświadczając różnych sytuacji, zgadzając się i nie zgadzając na różne rzeczy, spierając się z psem, pomagając mu, zaspokajając jego potrzeby. Od lat już nie chodziłam z żadnym psem na kurs ani sama też nie ćwiczyłam ignorowania rozproszeń, a w tym czasie trochę się ich w domu przewinęło. Nie mamy psów, które są idealne na pstryknięcie palcem (na szczęście), ale nie mamy żadnych powszechnych problemów – z obcymi ludźmi ani psami.
Pamiętajcie więc, nie chcecie by pies ignorował to co dzieje się wokół. To byłoby ewolucyjne fiasko gatunku – udawać, że nie zbliża się inny osobnik, udawać, że nie ma niczego wokół. Uczcie psa zauważać to co dookoła i reagować adekwatnie do sytuacji. Uczcie zauważać i kierujcie do psa komunikat co z tym faktem robicie. A jak już się dobrze poznacie to nie będzie potrzebne mówienie, bo tylko spojrzycie i już będziecie wiedzieli co sobie mówicie i co robicie, tak jak ja z Szyszką, która wskazywała nam gdzie stoją łosie.